Tak jak Lentilki były ikoną czechosłowackiej myśli cukierniczej, a tytułowi Sąsiedzi święcili triumfy na szklanym ekranie całego Układu Warszawskiego, tak też najlepszym towarem eksportowym czechosłowackiej estrady Orlik był.
Pierwszy raz skoczne nutki kapeli Daniela Landy usłyszałem około roku 1999. Przynajmniej tak wychodzi mi po żmudnych obliczeniach, bo dosyć trudno przypomnieć sobie zdarzenia sprzed 20 lat. Z pewnością była to kaseta magnetofonowa, z pewnością od pewnego dobrego człowieka, z pewnością z komentarzem, że to muzyka z jajem.
Przez pięć semestrów prowadziłem w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim zajęcia poświęcone fotografii sportowej. Zajęcia prowadził tam też Hirek Wrona. Do dzisiaj żałuję, że nie poznałem go osobiście, bo chętnie dowiedziałbym się co oficjalna linia krytyki muzycznej myśli o kapelach takich jak choćby Orlik. Żartuję sobie, bo wcale tego nie żałuję, ale całkiem zabawnie byłoby sprawdzić czy tuzy polskiej sceny krytyki muzycznej wiedzą coś na temat inny niż Helena Vondráčková.
Nie mam więc talentu Marka Sierockiego ani wiedzy Hirka Wrony, a coś napisać wypada…
W warstwie muzycznej da się z łatwością stwierdzić, iż występuje tu z góry zaplanowana warstwa melodyczna. Nie jest to wbrew pozorom takie oczywiste, bo istniało sporo kapel z szeroko rozumianej sceny, których muzycy nigdy nie nauczyli się obsługi instrumentu innego niż kufel piwa.
W warstwie lirycznej nie stwierdzono przysłowiowego kija w dupie, tak charakterystycznego dla niektórych wykonawców, którzy z obrzydliwym zadęciem chcieli być najstraszniejszymi dla swoich wrogów.
Oi pełną gębą stojący obiema nogami po właściwej stronie barykady.
Nie wiem ile prawdy jest w plotce, że na Czerskiej co sobota modlą się, aby w końcu z Tidala, Spotify oraz Apple Music zdjęli album Demise. A ten tam ciągle jest i bije po oczach pierwszym tytułem pierwszego utworu Bila Liga. O Empiku i fakcie, że sprzedają Mp3 z płyty Oi – nie wspomnę…
Jeżeli są na sali fanatycy poźniejszych dokonań Landy to śpieszę wyjaśnić, że za psie pieniądze winylowymi plackami handluje portal Muziker.